20 października 2015

Londyn: Wyjazd do Anglii - przyjazd, ubezpieczenie NIN, szukanie pracy w Londynie

Hej Dziewczyny! :*

Zaczynamy serię wpisów o Londynie, chciałabym Wam napisać dzisiaj o NIN - National Insurance Number, o tym jak poszukiwałam pracy i o moich początkach w Londynie. Mam nadzieję, że znajdzie się tutaj również kilka wskazówek dla osób, które planują wyjazd do Anglii :) Zapraszam :)





Wszystko zaczęło się 3 lipca, a mianowicie wtedy wsiadłam do busa - NIESTETY, jechałam busem! Ok, plusem była nieodpłatna możliwość wzięcia ogromnej ilości bagaży, ale komfort podróży zostawia wiele do życzenia. No może gdyby nie to, że musieliśmy 7h czekać przy kanale La Manche, bo ktoś sobie paradował po kanale. Przetrwałam... Dojechałam, jestem już w Londynie :)

Przyjechałam do brata, który mieszka już wiele lat w Londynie, za mieszkanie nie płaciłam. Koszt mieszkania, a raczej pokoju w południowo-wschodniej części Londynu to koszt ok. 100-150 funtów za tydzień na chwilę obecną 100funtów=565zł, oczywiście jedynka będzie tańsza, dwójka droższa. Jednak przeanalizujcie wszystko dobrze, bo czasami bardziej opłaca się wynająć mieszkanie z kimś niż pokój w domu.

NIN - National Insurance Number, ubezpieczenie

Ok, mieszkanie mam - o to martwić się nie muszę. Mój pierwszy tydzień upłyną na totalnym relaksie, nie robiłam nic... Umówiłam się jedynie na spotkanie w sprawie National Insurance Number - NIN. Czyli ubezpieczenie, jest to niezbędny numer dla osób, które chcą pracować legalnie w Anglii. Po telefonie na spotkanie czekamy ok. tygodnia. Zabieramy ze sobą dowód, dokument potwierdzający adres zamieszkania np. rachunek. Dla osób, które dopiero przyjechały do Anglii trudno o coś takiego, ale i ja tego nie wzięłam, a miałam i dostałam NIN. Piszę dostałam, bo nie każdy musi dostać ten numer, możemy otrzymać odmowę. Ale... Jeśli chodzi o kompetencje londyńskich urzędników, popsuły mi one sporo nerwów. Otóż o NIN starałam się 2 razy... Za pierwszym razem otrzymałam odmowę. W Polsce są nowe dowody osobiste na których nie ma polskiego adresu zameldowania. Oni o tym nie wiedzieli (kilka miesięcy po wprowadzeniu nowych dowodów, ale nadal nie wiedzieli...) Zadowolona wyszłam ze spotkania, jednak po kilku dniach otrzymałam list z informacją, że muszę dostarczyć swój polski adres, dostałam nawet kopertę zwrotną. Tak też zrobiłam, napisałam list, włożyłam do koperty i wysłałam. Czego dowiedziałam się po kilku dniach? Dowiedziałam się, że mój list nie dotarł, inaczej... nie wysłałam go w ogóle i moja aplikacja o NIN została ANULOWANA. Nie wiecie nawet w jakiej złości byłam. Ale co mogłam zrobić? Umówiłam się na kolejną rozmowę o NIN... Tydzień czekania itd. Przychodzę na rozmowę... Wszystko przebiega tak samo, w końcu Pani mnie pyta czy mam jakieś pytania, a ja owszem... Usiłuję jej wytłumaczyć z jakiego powodu moja poprzednia aplikacja została anulowana, jednak ona przerywając mi w połowie mówi ''To jest nowa rozmowa, nie interesuje mnie to co było" itd. W końcu chyba po 15 minutach, mówienia jej, że ona potrzebuje mojego polskiego adresu, sprawdziła, że nie ma go na dowodzie... I wtedy poprosiła mnie o dopisanie. Tak upartego BABSKA to już dawno nie widziałam. W spokoju wróciłam do domu. I po ok. 10 dniach dostałam w końcu swój numer. To już był koniec mojego pobytu, więc pewnie zapytacie jak pracowałam bez NINu. Jeśli trafimy na w porządku pracodawcę, nie będzie to dla niego problemem. Musicie mu tylko powiedzieć, że oczekujecie na przyznanie numeru.

Szukanie pracy w Londynie

Swoje poszukiwania opierałam głównie na stronie www.londynek.net , ogłoszeń jest niemało, ale poszukujących jeszcze więcej. Przeważają ogłoszenia dla sprzątaczek, opiekunek, kelnerek. Sama dokładnie nawet nie wiem jak, ale zadzwonili do mnie z agencji pracy, zaprosili mnie na spotkanie, zgodziłam się. Miałam naprawdę spory kawałek tam, jechałam chyba ok. 1,5h. Dotarłam na umówioną godzinę, zarejestrowałam się i zaczęłam proces rekrutacji. Z przerażeniem stanęłam przy panelu, gdzie uzupełniałam swoje dane, praca była na różnych stanowiskach w hotelu z tego co pamiętam to były to stanowiska, pokojówka, pomoc kuchenna, kucharz itd. Z gastronomią nigdy do czynienia nie miałam, z pokojówką też nie, ale byłam już trochę zdołowana tym, że siedzę bez pracy już prawie 2 tygodnie. Zdecydowałam się na pokojówkę. Uzupełniłam wszystkie swoje dane, no i szybki sprawdzian czy się nadaję, 5 rysunków i wybierz poprawną odpowiedź z 3, a konkretnie zaznacz jak się nazywa po angielsku KOSZ, PRALKA itp. Skończyłam, przeszłam do biurka, gdzie miała odbyć się rozmowa. Dla nich naprawdę nie miało znaczenia czy mówię po angielsku czy nie, tzn. ja mówiłam, ale były ze mną jeszcze 2 polki, które słabo mówiły. Przy okazji robiłam jeszcze za tłumacza, pod nos dostałam kontrakt. A w nim krótko mówiąc mam posprzątać w 7,5h 17 pokoi hotelowych, a w tym odkurzyć, sprzątnąć toaletę, zmienić pościel, dodatkowo pierwsze 2 tyg treningu są dopiero płatne na koniec kontraktu, który dostałam na rok, jeśli zerwę kontrakt przed końcem to pracodawca wcale nie jest zobowiązany zapłacić mi za trening. I wiecie co, zgodziłam się... Nie wiem dlaczego, chyba po prostu stwierdziłam, że nie mam wyjścia. Miałam zacząć pracę od następnego dnia... Przemyślałam wszystko, zaczęłam czytać w domu dokładniej kontrakt i analizować, zrezygnowałam. Zadzwoniłam rano do menager, i powiedziałam, że mam pilny wyjazd, że wracam do Polski, przeprosiłam i powiedziałam, że nie jestem w stanie zacząć tam pracować. Bałam się, że zostaną wyciągnięte jakieś konsekwencje zerwania przeze mnie kontraktu bez tygodniowego wyprzedzenia. Stwierdziłam, że szukają oni w ten sposób po prostu jeleni do pracy, ktoś posprząta 3 dni, zrezygnuje, kolejna osoba 5 dni itd. A oni im nie płacą, bo nie muszą... Swoją pracę znalazłam jak to się mówi, dzięki znajomościom...

O mojej pracy, napiszę Wam w następnym wpisie. Historii z Londynu mam naprawdę mnóstwo, a to tylko dwie z nich... Troszkę nieprzyjemne, ale takie było moje zderzenie się z rzeczywistością Londynu, kilka razy nawet płakałam z bezradności, LIFE IS BRUTAL ;)

Buziaki! :*
Martyna

9 komentarzy:

  1. Czekam na następny wpis :) Ja w przyszłosci planuję się wyprowadzić do Norwegi.. a blog bardzo ciekawy obserwuje i czekam na więcej :D + jak chcesz napisać coś to proszę: agiee96@gmail.com uwielbiam gadać o innych krajach itd:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki za londyński sukces.! i czekam na kolejny wpis. :)
    http://alenaorminska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Znalezienie pracy w Anglii zazwyczaj przebiega tak, że Polacy zgłaszają się w agencjach pośredniczych, dostają od razu jakąś pracę i nie patrząc na swoje możliwości idą dam, gdzie są odsyłani. Jest łatwiej, ale z drugiej strony gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Londyn jak i cała Anglia nie podobają mi się nic a nic. Już drugi rok w tym kraju minął. Pozdrawiam ☺

    OdpowiedzUsuń
  5. Londyn jak i cała Anglia nie podobają mi się nic a nic. Już drugi rok w tym kraju minął. Pozdrawiam ☺

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy nie byłam w Anglii, choć zawsze chciałam. Życzę Ci wielu sukcesów :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie byłam w Anglii, choć zawsze chciałam. Życzę Ci wielu sukcesów :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetna seria. Czekam na kolejne. Uwielbiam takie opowieści :-) Powodzenia w UK :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Anglia jest super jeśli jesteś z kimś Ci bliskim ;]
    Co powiecie na następne wakacje z bolerkami??
    jeżeli tak zapraszam na bloga

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy, że zostawiasz swój komentarz u nas :)
Postaramy się odwdzięczyć :)
I oczywiście wpadaj do nas częsciej! :)